do Lublina przez Kazimierz Dolny

Ostatnia w tym roku wyprawa weekendowa. Plan zakładał wyjazd większą grupą, lecz z różnych powodów jak zwykle zostałem ja i Jacek. Ze względu na coraz to krótsze dni postanowiliśmy wyjechać o 5 rano. Trochę start się przesunął bo Jacek zapomniał kilku niezbędnych rzeczy, ostatecznie wystartowaliśmy o 5.20.
Pierwszy "etap" wiódł do Węgrowa i Liwia gdzie zjedliśmy śniadanie. Zbrojownia była jeszcze zamknięta lecz jeśli ktoś chciałby uzyskać więcej inf. to może je znaleźć we wcześniejszych moich wyprawach. Droga do Liwia spokojna i o dość dobrej nawierzchni.

Kolejny etap to przejazd przez Kałuszyn, gdzie odwiedziliśmy pomnik Złotego Ułana oraz odwiedziny w filmowych Wilkowycjach. Być tam i nie usiąść na słynnej ławeczce z Mamrotem w dłoni...OBOWIĄZKOWO!!!
Nawierzchnia też bardzo przyzwoita.

Etap z Jeruzal do Żelechowa wiódł przez Stoczek Łukowski z mogiłą powstańców listopadowych.
Tu niestety już nawierzchnia miejscami była popękana ale nie nastręczała problemów.

Z Żelechowa przez Ryki do Dęblina i tu przerwa na obiad. Niestety na przejeździ kolejowym zaliczyłem upadek. Jak to się stało...nie wiem. Prawdopodobnie koło ześlizgnęło się z szyny. Skończyło się na drobnych szlifach kolana i łokcia. Ale upadek był na tyle poważny, że kolejny raz doceniłem fakt posiadania kasku na głowie.

Obiad zjedliśmy w pizzerii Siódemka, gdzie przy okazji opatrzyłem rany.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy przez Puławy do Kazimierza Dolnego. Z Kazimierza niestety trzeba było się wrócić do Bochoniczy, gdzie droga jest duzo lepsza niż my sobie zaplanowaliśmy.

Nałęczów z jego willami z końca XIX i początku XX wieku oraz z Parkiem Zdrojowym...warto odwiedzić.

Do Lublina dojechalismy ok 19,20 i tu niestety Traseo nie popisało sie. Kolejny raz nie mozna bylouruchomic aplikacji :(. Na szczescie tylko czas trwania "glupawy" wyszedl, wszystkie inne rzeczy zapisało....uffffff