category-icon

Sanok - Bardejov - Zakopane - Cieszyn (2024)

506 km
3.2 km
Polska, podkarpackie, Sanok, powiat sanocki

CHARAKTERYSTYKA TRASY

2024-06-17
Polska, podkarpackie, Sanok, powiat sanocki
category-icon
506 km
3247 m
3184 m
4.6/6
1. Sanok - Medzilaborce / pn: Na rower wsiadłem w Sanoku, ale równie dobrze można by było to zrobić w Zagórzu, ostatniej stacji, na którą dociera PKP. Sanok może pochwalić się zabytkowym centrum, kilkoma kawiarenkami i knajpami z tradycyjnym jadłem. Typowy Polaka będzie zatem ukontentowany. Koneserom kawy, miłośnikom nowoczesnej architektury albo wegetarianom trudno jednak tu będzie znaleźć coś na miarę swego gustu. Miasto się jednak modernizuje: baza gastronomiczna się rozwija, remontowane są drogi i chodniki, a budynek dworca PKP to ciekawy przykład połączenia tradycji i nowoczesności. Odcinek z Sanoka do Komańczy przebiegł spokojnie: jedzie się lekko pod górkę, ale równo, nic tylko pedałować. Wyzwanie zaczęło się za Komańczą. Odcinek przez Radoszyce do granicy to stromy podjazd; serpentyny dają w kość. Chciałbym powiedzieć, że widoki rekompensowały trudy wspinaczki, ale niestety nie mogę: poza urokliwym zakolem rzeki, przydrożną kapliczką-źródełkiem i schludnymi cerkwiami, nie ma tu więcej do oglądania. Oczywiście nie licząc samych gór! Choć niewysokie, to wzbudzają zachwyt. Nie wszystkie, ale zawsze coś. Zjazd do Medzilaborców to jak runięcie w przepaść. Zaraz po przekroczeniu granicy otwiera się widok na rozległe pasma gór, a droga do miasta jest tylko jedna i prowadzi dosłownie na łeb na szyję. Jak to dobrze, że co dopiero ją wyremontowali. Jazda po świeżutkim asfalcie z prędkością do 60km/h daje dużo frajdy! Z tego roller-costera wpada się wprost do Medzilaborców i grzęźnie w wśród nudnych choć silących się na radość domów, nierównych ulic i jakby na wpół sennych mieszkańców. To ostatnie nie dotyczy jednak ludności romskiej; dzieci o śniadych twarzach wypełniają krzykiem ciasne podwórka, ich starsi pobratymcy zapełniają młodzieńczą wrzawą chodniki, a dorośli przetaczają się wśród tej ciżby z lekkim uśmiechem na ustach. Czy to z powodu wrodzonego optymizmu, czy robią to na przekór byle jakiej codzienności, a może po prostu wiedzą, że ten cały harmider to sposób na zaznaczenie swej obecności? Gdyby nie hałas, pozostaliby przecież niewidoczni, zepchnięci na boczny tor przemian, po którym Słowacy zmierzają ku nowoczesności. Więc się drą na całe gardło, śpiewają jakby miasto było ich publicznością, zaczepiają i - to chyba jest najtrudniejsze - patrzą prosto w oczy! Te romskie spojrzenia - zuchwałe, przekorne, zawadiackie - niemal zwalają z nóg. Niebezpieczne na nie odpowiadać, przyjmować wyzwanie, stawiać im opór, bo już po ułamku sekundy przebijają się do sedna duszy, z dziecinną łatwością obnażając skrzętnie chronione za barykadami podświadomości wyobrażenia o sobie i o świecie. Patrzą, ale jakby pytały: i co, niewygodnie? A co najgorsze, nic nie jesteś w stanie z tym zrobić, prawda? Po takim spojrzeniu coś w człowieku pęka; nić łącząca pewność siebie z odwagą staje się tak cienka, że kolejny krok trzeba stawiać wolnej, ostrożniej, by gmach wewnętrznego ego nie rozchwiał się za bardzo i nie zamienił się w stertę gruzu. Wieczorem na ulicach Medzilaborców romskie dzieci hałasują, rozrabiają, przeszkadzają. Jak dzieci w sierocińcu. Niechciani, a jednak niezaprzeczalnie prawdziwi. Chcę im współczuć, chce ich zrozumieć, uznać ich prawo do tej ziemi, ale co z tego, skoro przechodząc obok, boję się o swój portfel. I chyba nie tylko ja. W supermarkecie nawet sprzedawcy usuwają się im z drogi. Tylko ochroniarz, ogorzały Słowak objuczony w kamizelkę z kilkunastoma kieszeniami, chodzi za nimi niemal krok w krok, zwracając im mrukliwym głosem co chwila uwagę na to czy tamo. Z początku mu współczuję tego niewdzięcznego zadania, ale po paru chwilach zauważam, że on to chyba lubi: być groźnym panem ochroniarzem i gonić niesforne bachory. Na szczęście dzieci też się dobrze bawią; po każdej naganie ze śmiechem biegną w inne miejsce i znowu hałasują. I kto tu jest górą? Pierwsza noc jest upalna. Bez klimatyzacji w pokoju trudno zdrożyć oko. I jeszcze te krzyki na zewnątrz. Sen jednak w końcu przychodzi; umęczone podjazdem ciało w końcu poddaje się i odpuszcza czuwanie. Niech w nieświadomości nasiąka nowymi siłami. 2. Medzilaborce - Bardojev / wt: Trasa z Medzilaborców do Svidnika nie zachwyca. Góry raczej niskie, jakby się zapadały pod ziemię, tylko gdzieniegdzie wystają ostrzyżone na jerzyka czupryny co wyższych wzniesień. Słowacy nie inwestują w ten region. Bo i po co? Mają inne, piękniejsze tereny, szkoda zachodu. Podobnie sprawy się mają między Svidnikiem a Bardejovem: gdyby nie potoki, szybujące pod niebem myszołowy i słupy podpierające bocianie włości można by co najwyżej wlepić wzrok w jezdnię, nacisnąć na pedały i byle do przodu. Bardejov to już co innego! Wyjątek, wyróżniony wpisem na światową listę UNESCO, pośrodku bylejakości. Stare miasto robi wrażenie, zwłaszcza po godzinach oglądania szarzyzny. Uwagę zwraca rynek, złożony z katedry i centralnie położonego ratusza, otoczonego wianuszkiem odremontowanych kamienic. Całość ma smak i cieszy oko. Nie ma tu drażniącego przepychu, typowego dla takich miejsc kiczu ani nawet zbyt wielu krzykliwych szyldów. Ciekawe są również ruiny murów obronnych; niewiele z nich pozostało, ale warto zobaczyć. Poza starym miastem Bardejov jest dojmująco nijaki, jak większość miast i wsi tego regionu, zarówno po słowackiej jak i polskiej stronie granicy. Trzeba też uważać na złodziei. Chwila nieuwagi i można stracić część dobytku. 3. Bardejov - Stara Lubovna / śr: Odcinek z Bardejova do Starej Lubovnej to spore wyzwanie dla nóg. Podjazd do wsi Obrucne jest bardzo wymagający. Dodatkowym utrudnieniem jest spory ruch samochodowy. Dużo na tej trasie ciężarówek, które bardzo przeszkadzają przy tak wyczerpującej wspinaczce. Po drodze można wpaść z krótką wizytą do Polski. Umożliwia to przejście graniczne w Leluchowie. Zaraz przy jezdni jest spore targowisko z przeróżnego rodzaju badziewiem - dla rowerzysty nuda, ale zapewne dla okolicznych Słowaków okazja na tańsze zakupy. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że na Słowacji jest drożej niż w Polsce. Dotyczy to zwłaszcza noclegów i, bazując na przygodnych obserwacjach z trasy, materiałów. Nawet woda mineralna jest droższa. Dlatego korzystając ze sposobności posiliłem się w tym zakątku Polski i zaopatrzyłem w niezbędny prowiant. W Cistem przekroczyłem Poprad. Ale muł! Mam nadzieję, że to z powodów naturalnych, bo jeśli to sprawka człowieka, to nie wróżę dobrej przyszłości tej rzece. Do Plaveci jechałem nawet przyjemnymi trasami, ale później wjechałem na szosę i zabaw się skończyła. Znów trzeba się było pilnować, by rozpędzone samochody nie zdmuchnęły mnie do fosy albo jeszcze dalej. Stara Lubovna to schludne i turystycznie atrakcyjne miasteczko. Chociaż tyle po dniu mało ciekawych widoków i piratów drogowych. 4. Stara Lubovna - Nowy Targ / czw: Ze Starej Lubovnej w kierunku Pienin prowadzi początkowo stroma trasa, po której znów szarżują słowaccy kierowcy, ale gdy się już wiedzie na szczyt/przełęcz (Strananskie sedlo), przed oczami roztoczy się zapierająca dech w piersiach panorama Pienin i człowiek z miejsca zapomina o niedawnych trudach. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Trzy Korony. Od tego momentu zaczyna się najatrakcyjniejsza część wyrazowy. Do granicy jedzie się w zasadzie tylko w dół. Po trudach niedawnego podjazdu, sprawia to niesamowitą frajdę, tym bardziej że ruch samochodowy raczej niewielki a widoki zachwycają. Aż chce się co chwila przystawać i robić zdjęcia. Można ten odcinek prześcignąć ja strzała, ale absolutnie warto zatrzymać się w Haligovcach i popodziwiać tamtejsze formacje skalne. Majestat przyrody w najczystszej postaci. Aż chciałoby się mieć zdolności artystyczne i to wszystko namalować w najmniejszych szczegółach! Fakt jest jednak taki, że żadne odwzorowanie nie odda potęgi przyrody w tym miejscu. Tu trzeba po prostu zatrzymać się na chwilę, wlepić oczy w skały i dać się im zaczarować. Dalej jest jeszcze piękniej. Trasay wzdłuż Dunajca (Velo Dunajec) oraz wokół jeziora Czorsztyńskiego (Velo Czorsztyn) to istna gratka dla rowerzystów. Nie chodzi już o walory okolicznej przyrody, ale o to jak je uwydatniono przebiegiem trasy. Trzeba przyznać, że ścieżki są świetnie przygotowane, dobrze oznakowane i równe. Jazd nimi to sensacja przyjemności turystyki rowerowej. Przy tym cały zachwycie należy zaznaczyć, że trasa nie jest taka łatwa; miejscami przechylenia są na prawdę onieśmielające. Dla osób ze słabszą kondycją rower elektryczny jest wskazany. Na szczęście jest tu dużo wypożyczalni takiego sprzętu. Dojazd do Nowego Targu urozmaiciłem wejściem na Polanę Jankówki w Gorczańskim PN. Po pierwsze warto. Po drugie w zwykłych butach to głupota. Po trzecie łatwiejsza alternatywa - polna Żubrów. Na pewno nie skończy się to poobdzieranymi piętami. No ale też nie zobaczy się przepięknej panoramy Tatr i Podhala, które z Jakówki wyglądają jak z obrazka. W Nowym Targu nocowałem w Apartamencie Rodzinnym przy kolejowej 59a i mogę go bezapelacyjnie polecić: jest cicho, czysto, klimatycznie i tanio. Rynek o oddalony parę kroków. Miejsce jest przyjazne dla rowerzystów. No i właściciel bardzo dogadany. Ale świetnie mi się trafiło! 5. Nowy Targ - Prístav/Namestovo / pt: Odcinek z Nowego Targu do Zakopanego wymaga sporo cierpliwości; niestety trasa biegnie przez gęsto zabudowany teren, gdzie pełno samochodów, co chwila jazdę utrudniają prace drogowe, i gdyby nie rosnące z każdym kilometrem grzbiety Tatr na horyzoncie, to mało co pozytywnego z takiej przejażdżki można by wynieść. Widok naszych najwyższych gór naprawdę rekompensuje wszelkie niegodności i trasa - zamiast nużyć - im bliżej Zakopanego tym bardziej ekscytuje. A Zakopane jak to Zakopane - roi się w tu od Turystów, straganów z badziewiem i aut, które zdaje się wciskają się w każdy wolny kąt. Najgorsze pod tym względem są Krupowki i okolice Gubałówki. Trzeba od tych miejsc uciekać, zwłaszcza że to miasto ma wiele innych pozytywnych stron, mniej uczęszczanych przez turystów, a przez to bardziej klimatycznych i - o co tu niezwykle trudno - cichszych. Jednym z takich miejsc jest kawiarnia La Mano. Komu podniebienie, a i sumienie, nie pozwala na picie byle lury z Costy albo Starbucksa, to czym prędzej powinien się tu zaszyć, smakując naparów z wyselekcjonowanych ziaren z najlepszych palarni. Godne polecenia! Kolejne punkty na mapie to Kościelisko, Witów i Chochołów. Na honorowe wyróżnienie zasługuje tylko ten ostatni, a to z powodu restauracji „u Śliwy”. Z pozoru to kolejny tego typu przybytek, utrzymany w chłopsko-góralsko-polskim stylu, oczywiście zbudowany z bała, a kelnerki odziane w tradycyjne spódnice. Niby nic wyjątkowego. Nuda. Tymczasem mało, że jest tu dosyć bogate menu dla wegetarian, to jeszcze jest smacznie! Nie za tłoczno, nie nachalnie, nie za drogo. Słowem człowiek wychodzi lepszy niż wchodził. Do Tristeny i Namestova już nic się nie wydarzy. Trasa biegnie wzdłuż dosyć ruchliwych dróg, więc jedzie się niewygodnie, tym bardziej że Słowacy mają ciężkie stopy. Lepszym pomysłem byłoby podjechać do Czarnego Dunajca i stamtąd odbić w lewo na Szlak Wokół Tatr / Oravska Cyklomagistrala. Wjechałem na tę trasę dopiero przed Tristeną i przynajmniej od tamtego miejsca (zapewne do Dolnego Kublina) stanowi ją elegancko wysafaltowana ścieżka dla rowerzystów. Wygodniej byłoby nią podążać od samej granicy. 6. Prístav/Namestovo - Zwardoń / sb: Z Namestova do Zwardonia trasa jest łatwiejsza niżby się to mogło wydawać. Jest tu spory podjazd aż do przejścia granicznego Novot-Glinki, ale rozkłada się on na wiele kilometrów i w sumie nie jest taki straszny. Dużo straszniejsi są Słowaccy kierowcy. Ograniczenia prędkości to dla nich chyba tylko żart. Trzeba więc uważać, zwłaszcza że ruch jest tu spory, drogi mocno dziurawe, a pobocza poobgryzane jak ziemniaki w kopcu albo w ogóle ich nie ma. Po przekroczeniu granicy wszystko się zmienia. Choć to zaskakujące, przynajmniej dla mnie, to po polskiej stronie jest bezpieczniej, widoki też dużo lepsze, no i najważniejsze - jest cały czas z górki. Nareszcie! Nie trzeba drałować. Trzeba natomiast hamować, bo zjazdy są miejscami naprawdę strome, łatwo o kolizję, wypadnięcie z szosy albo utratę kontroli nad rowerem. Dla człowieka z nizin trudno oswoić się z faktem, że ludzie mogą i chcą żyć na takich wysokościach, codziennie wchodzić i schodzić na takie stromizny, ciągnąć tu wodę, linie energetyczne, czy rury z gazem. Czy to się opłaca? Czy to ma sens? Nie lepiej osiąść gdzieś niżej, choćby w jakiej dolinie, gdzie dojazd łatwiejszy, zimy mniej srogie, a wiatry słabsze? Jak oni w ogóle utrzymują równowagę, tak chodząc jak i stojąc w miejscu? Czy śpiąc nie boją się, że za bardzo się przekręcą na zawietrzny bok i sturlają na dół? Pewnie nie, ale założę się, że koszmary to im się śnią o spadaniu. Mając dobre hamulce można zwolnić i poprzyglądać się miejscowym twarzom - czy nie wykrzywia ich lęk wysokości, ocenić ich postawy - czy aby nie odchylają się kierunku szczytu, a nawet zagadnąć zwykłym „dzień dobry”, żeby się przekonać, czy to na pewno ludzie, a nie jakieś kukły albo zjawy otumanionego wysiłkiem umysłu, i reagują po ludzku. Przesadzam, ale jak najlepiej wyrazić własną nieznajomość świata i zamieszkujących go - w sumie niedaleko - ludzi? Jak inaczej przyznać się do własnej ignorancji, nie tracąc przy tym szacunku do samego siebie? Mój spektakularny zjazd skończył się w Rajczy, ale jeśli wierzyć drogowskazom, to mógłby trwać jeszcze do Żywca! Szczerze współczuję tym wszystkim adeptom kolarstwa, którzy jadą w przeciwną stronę. Współczuję, ale jednocześnie podziwiam i szanuję, bo już wiem, co to znaczy wyjechać na prawdziwą górę. Chylę przed wami głowę, wy, którzy drałujecie pod górę. Chylę i spoglądam za wami z uznaniem. Podejmujecie się niesamowitego wyzwania. Niech moc będzie w waszych nogach. Ja natomiast skręcam na zachód, do Zwardonia, znowu pod słowacką granicę, ale już nie za granicę. Już nie chce tam wracać, nie teraz, nie podczas tej wyprawy. Dlaczego? Bo Słowacja mnie nie zachwyciła. Choć dużo mają gór, to jakoś tak blado wypadają (poza Pieninami). Choć ścieżek tu sporo, to nie są najlepiej oznaczone, a większość biegnie wzdłuż ruchliwych szos (poza Pieninami). No i mnie tu okradli… Co z tego, że na noc rower zostawiłem na prywatnym podwórku, skoro i tak gospodarz nie raczył zamknąć bramy, dając wolną drogę dla miejscowych złodziejaszków. Szczęście w nieszczęściu, że straciłem tylko bank mocy, a nie cały rower… Zostaję więc w Polsce. Zwardoń to nie tylko Zwardoń. To jeszcze Myto, Pydychy i Groń. Wszystko rozsypane po okolicznych wzgórzach. Adresy natomiast podają tylko Zwardoń i numer domu, z tym że numeracja ta nie ma żadnego ładu ani składu. Odszukać więc dany adres graniczy z cudem, jeśli akurat braknie w telefonie Internetu, a braknie, bo sieć tu bardzo słaba. Trzeba się pytać ludzi, a i to nie zawsze pomoże. Ja gadałem z trzema osobami, z czego pierwsza wyprowadziła mnie w pole, druga wyznaczyła azymut, a dopiero trzecia dokładnie wskazała, gdzie mam iść. Nie uprzedzając dalszych etapów wycieczki: istny czeski film. W końcu odnalazłem adres, pod którym miałem zarezerwowany nocleg. Nie obyło się jeszcze bez problemów, m.in. z powodu słabego zasięgu nie mogłem się skontaktować z gospodarzem, ale ostatecznie się dostałem do środka. 7. Zwardoń - Cieszyn / nd: Ostatni odcinek prowadził ze Zwardonia, przez czeskie Zaolzie, Karvine, aż do Cieszyna. Tylko pierwsza część trasy była wymagająca, zwłaszcza w okolicach Koniakowa i w zasadzie dalej na zachód - aż do samej czeskiej granicy. Podjazdy są tutaj bardzo strome. Naprawdę! Trzeba się liczyć ze znaczną utratą sił. Na szczęście trasa jest bardzo dobrze oznaczona, a nawierzchnie są w zadowalającym stanie. Natomiast widoki są absolutnie przecudowne! Można co chwila stawać i robić zdjęcia. Trzeba uważać, aby przy okazji nie rozładować baterii, zwłaszcza jeśli się już nie ma banku mocy… Po stronie czeskiej teren szybko się wypłaszcza i można solidnie przycisnąć na pedały. Godna polecenia jest trasa nr 10, prowadząca aż do Bohumina. Przebiega ona przez bardzo malownicze okolice, często wzdłuż Olzy, tylko niekiedy łącząc się z ruchliwymi szosami. Jeden z takich odcinków biegnie przy zakładach metalurgiczno-hutniczych w Trzyńcu. Trzeba przyznać, że kompleks robi duże wrażenie. Całość przywodzi na myśl jakieś apokaliptyczne miasto robotów, w którym co chwila coś się przesuwa albo bucha parą. Na wyobraźnię działają też wydobywające się ze środka dźwięki, niskie, dudniące, jakby w przepastnych trzewiach tego przemysłowego mastodonta trawiły się kolejne tony rud i złomu. Towarzyszące tym pomrukom zapachy również na swój sposób fascynują. Woń rozgrzanej gumy i topionego metalu jednocześnie przyciąga i odpycha, wzbudza niepokój oraz ciekawość do tego stopnia, że człowiek zaciąga się coraz głębiej, ostrożnie, nieufnie, ale nieodparcie. W takich miejscach łatwiej zrozumieć palaczy i dlaczego palenie to tak wciągający nałóg. Do Czeskiego Cieszyna wjeżdża się ścieżką wzdłuż Olzy. Warto bo po drodze czekają urokliwe widoki. Za Cieszynem trasa odbija na północy zachód. Niestety nie jest już tak dobrze oznaczona, ale dzięki wprawnej obserwacji i intuicji można łatwo się odnaleźć. Przy dworze w Kocobędzu (Chotebuz), ścieżka skręca w prawo i ponownie doprowadza prawie pod samą granicę. Do Karwiny jedzie się asfaltowymi trasami, które gdzie się da zbaczają z głównych szos i biegną np. po wałach przeciwpowodziowych. W tym miejscu zawróciłem do Cieszyna, jadąc tym razem po polskiej stronie granicy. W Cieszynie skończyła się moja przygoda. To był udany wyjazd. Pogoda dopisała, nie miałem awarii, a ludzie - nie licząc kradzieży w Bardejovie - mili i pomocni. Przejechałem trzy kraje i trzy województwa w dokładnie tydzień. Jestem zadowolony.

Komentarze

NA TEJ TRASIE PRZYDA CI SIĘ MAPA Z NASZEJ APLIKACJI

Gorczański Park Narodowy
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Gorczański Park Narodowy

Mapa szczegółowo przedstawia obszar całego Gorczańskiego Parku Narodowego wraz z enklawami. Na mapie, poza typową treścią turystyczną, zaznaczono: zasięgi lasów i borów górnoreglowych i dolnoreglowych, starodrzewia świerkowe, jodłowe i bukowe, polany szczególnie atrakcyjne przyrodniczo, osobliwości przyrodnicze, szałasy (zwykłe, zabytkowe, będące własnością GPN, inne), a także wiele innych interesujących elementów. Na mapie zastosowano cieniowanie w celu uzyskania wrażenia plastyczności rzeźby terenu. Całość uzupełniają: informator teleadresowy oraz fotografie. Mapa powstała przy współpracy z Gorczańskim Parkiem Narodowym. Mapę offline można zakupić w aplikacji Traseo na urządzenia mobilne. Rok wydania 2020

Gmina Krościenko nad Dunajcem
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Gmina Krościenko nad Dunajcem

Mapa gminy Krościenko nad Dunajcem obejmuje obszar trzech pasm górskich Pienin, Gorców i Pasma Radziejowej Beskidu Sądeckiego. Na mapie znalazły się obszary Pienińskiego Parku Narodowego, Gorczańskiego Parku Narodowego oraz Popradzkiego Parku Krajobrazowego, zostały tu zaznaczone szlaki turystyczne wraz z podanym czasem przejścia i kilometrażem, wędrówkę ułatwiają także poziomice. Z myślą o turystach naniesiono także lokalizacje zabytków oraz atrakcji turystycznych. Mapa zawiera ścieżki historyczne po Krościenku nad Dunajcem, jak również trasy do 11 grzybków, które są usytuowane w charakterystycznych punktach krajobrazowych gminy.

Wielka Racza
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Wielka Racza

Szczegółowa mapa turystyczna z uwzględnieniem atrakcji, zabytków, noclegów, gastronomii oraz innych miejsc przydatnych turyście. Zawiera wszystkie znakowane szlaki turystyczne piesze, rowerowe, ścieżki dydaktyczne wraz z kilometrażem. Obejmuje swym zasięgiem wycieczki ze Zwardonia i Rycerki Dolnej a również ośrodek narciarski Veľká Rača po stronie słowackiej.

Rok wydania: 2018

Bukowina Tatrzańska, Białka Tatrzańska
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Bukowina Tatrzańska, Białka Tatrzańska

Obszar mapy obejmuje ziemie leżące na styku dwóch krain oddzielonych rzeką Białką, wypływającą z samego serca Tatr. Na jej lewym brzegu znajduje się Podhale, na prawym – Spisz. Granicę mapy wyznaczają: Szaflary na północy, Biały Dunajec na zachodzie, Tatrzański Park Narodowy na południu i Łapsze Wyżne na wschodzie. Okolice Bukowiny Tatrzańskiej to popularny rejon narciarstwa zjazdowego i basenów termalnych. Znajduje się tu 9 kolei krzesełkowych i 45 wyciągów narciarskich, przy których działają liczne wypożyczalnie sprzętu, serwisy i szkółki narciarskie. 
Obszar ten znany jest także z licznych tras wspinaczkowych, szlaków turystycznych, gościnnych kwater, doskonałej kuchni regionalnej, żywego folkloru i tradycyjnego rzemiosła. Mapę offline można zakupić w aplikacji Traseo na urządzenia mobilne. Rok wydania 2017

Pieniny
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Pieniny

Mapa Pienin wydawnictwa Galileos w skali 1:25 000, dodatkowo obejmuje swym zasięgiem Jezioro Czorsztyńskie. Mapa została zaktualizowana w terenie, zaznaczono na niej szlaki turystyczne, zarówno rowerowe jak i piesze. Mapa jest w wresji cyfrowej, po zakupie będzie możliwość skorzystania z niej w aplikacji mobilnej Traseo. Na mapie oznaczone zostały czasy przejść na kolejnych odcinkach szlaków rowerowych i pieszych. Rok wydania 2021

Cieszyn i okolice
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Cieszyn i okolice

Mapa Cieszyna w skali 1:25 000 – jak mapa sztabowa - obejmuje miasta: Cieszyn, Skoczów, Trinec, Ustroń. Są tu wszystkie szlaki z podaniem ich długości i czasami przejść. Mapa jest zaktualizowana w terenie.